Morskie czekoladki z borówkami

22.5

Jestem foremkowym maniakiem. Gdybym mogła i nie była tak okrutnie po krakowsku skąpa oszczędna, kupiłabym każdą fikuśną foremkę na świecie. Nieważne, czy do ciasta, galaretek czy czekoladek – mam z tym jak większość kobiet z butami i torebkami. Niby do życia niepotrzebne, ale przecież takie ładne i a nuż kiedyś znajdzie się odpowiednia okazja… To nic, że dawno zakupiona blaszana forma do tortu w kształcie gigantycznego cupcaka drży z samotności w szafie od dnia, kiedy przytargałam ją do domu. To nic, że silikonowa foremka w truskawki przeleżała nietknięta cały sezon na te owoce. Na każdą przyjdzie pora i choć na razie na pełnych obrotach funkcjonowała tylko foremka z Panem Pierniczkiem (służąca na pół gwizdka jako kontener na resztki roztopionej czekolady, przy całym szacunku dla Pana Pierniczka), wzięłam się wreszcie do roboty i zrobiłam porządne czekoladki. Z pysznym, sezonowym nadzieniem, wizualnie w morskim klimacie… nic, tylko się rozmarzyć, kiedy plażing ma się już za sobą :)

22.1

Jako że doświadczenie w produkcji czekoladek miałam dotąd nikłe (wspomniane wcześniej kalanie Pana Pierniczka gołą czekoladą, w porywach ułańskiej fantazji z dżemowym wypełnieniem), skorzystałam z najpewniejszego źródła na świecie, podmieniłam tylko maliny na borówki i z lenistwa użyłam śliwowicy zamiast wódki (wódka była na piętrze, tak daleko i wysoko…). Kolor wyszedł fantastyczny! Z kształtu też jestem ogromnie zadowolona, zabawa z pędzelkiem dla jak najdokładniejszego wypełnienia wzorków i przesłodka foremka z Beetlebits spisały się na medal. Część czekoladek dla eksperymentu ozłociła się jadalnym pyłkiem, który przydreptał ze mną do domu wraz z foremką. Takie dekoracyjne słodkości to kapitalny drobiazg na prezent, ale może jednak nie w te upały – pierwsza partia czekoladek przygotowywana w najgorętszym momencie tych wakacji dosłownie spływała z talerza mimo długiego chłodzenia w lodówce. Generalnie obecnie wszystko płynie; mam w zapasie cupcaki, które nie doczekały się finalnych zdjęć – pierwszy krem, który wcześniej robiłam wiele razy, podczas obu prób się zważył, kolejny mimo że wyjęty z lodówki wyglądał idealnie, już przy nakładaniu stwierdzał, że poddanie się grawitacji bardziej go kręci, niż kurczowe trzymanie się na czubku babeczki – przecież jest taaak gorąco! No nic, może uda się jeszcze powtórka zanim zniknie główny składnik niedokończonego przepisu :)

22.222.4

22.3

Składniki na ok. 24 czekoladki:

✔ 150g borówek
✔ 1 łyżka cukru
✔ 1 łyżka śliwowicy (może być po prostu wódka)
✔ 200g białej czekolady
✔ 50ml śmietanki kremówki 36%
✔ 200g gorzkiej czekolady

Borówki zasypujemy cukrem, podgrzewamy przez kilka minut na niewielkim ogniu. Lekko rozgniatamy je widelcem, by szybciej puściły sok. Przecieramy przez sito, dodajemy śliwowicę i mieszając podgrzewamy, aż całość znacznie się zredukuje i zagęści.

Pokruszoną białą czekoladę, śmietankę i borówkowy sos mieszamy nad kąpielą wodną (na rondelku z wrzątkiem umieszczamy żaroodporne naczynie tak, aby jego dno nie dotykało powierzchni wody) do połączenia składników. Odstawiamy do stężenia i ostudzenia. U mnie nadzienie spędziło całą noc w lodówce, przed nakładaniem do formy przetrzymałam je kilkanaście minut w temperaturze pokojowej (o ile w tych warunkach można o takiej mówić :) ) – chłodne było zbyt sztywne i niezbyt wygodnie się z nim pracowało.

Foremkę wkładamy do lodówki. Pokruszoną ciemną czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Małym pędzelkiem nakładamy czekoladę na ścianki zagłębień, dokładnie wypełniając wszystkie niuanse wzorków i szczelnie pokrywając czekoladą to, co będzie wierzchem naszych cudnych czekoladek. Odstawiamy do lodówki do zastygnięcia czekolady. Wypełniamy skorupki nadzieniem, pędzelkiem nakładamy ostatnią warstwę czekolady zakrywając szczelnie całe nadzienie. Jeśli zależy Wam na idealnie równych czekoladkach, przeciągnijcie płaskim nożem po powierzchni foremki dopóki czekolada jest bardzo płynna. Ja wyrównywałam każdą czekoladkę z osobna, zaraz po napełnieniu.

22.9

22.722.8

22.6

Smacznego!