Płonący tort chałwowy

Obiecałam ostatnio, że będzie bardzo, wręcz obłędnie słodko. A to za sprawą pysznego tortu na kakaowym biszkopcie, przekładanego masą chałwową i pokrytego grubą warstwą bezy szwajcarskiej. Szykujcie kubki smakowe i… palniki :)

8.5

Taka bezowa dekoracja chodziła za mną od jakiegoś czasu, trzeba było tylko dobrać coś do środka. Trafiła się idealna okazja – urodziny Taty. A co Tata lubi najbardziej? Chałwę! Raz nawet przez swój przysmak wpakował się w lekko stresową sytuację.

Otóż parę lat temu, kiedy to mój Dawca Genów uświadomił sobie, że jest już bliżej niż dalej zmiany kodu z przodu z 4 na 5, postanowił wybrać się na badania kontrolne. Lekarzy dotąd unikał dość skutecznie, a że trzymał się w dobrej formie i nic mu specjalnie nie doskwierało, kompletnie nie był na bieżąco ze swoimi wynikami. I może lepiej gdyby tak zostało, bo omal nie wylądował w szpitalu z kosmicznym cholesterolem. Całe szczęście najpierw kazano mu powtórzyć badanie po paru dniach, a potem jakiś przytomny człowiek spytał go, co jadł wieczorem przed pobraniem krwi. No jak to co? Chałwę. I to nie niepozorny batonik wyłowiony w markecie przy kasie, tylko dobre pół opakowania normalnej, paczkowanej chałwy… Wybór wypieku dla kogoś takiego był oczywisty.

8.38.8

Tort jest wynikową przepisów na biszkopt z Kwestii Smaku, przełożenie z Moich Wypieków i podpatrzonej na pinterestowych zdjęciach bezy (link do instruktażu znajdziecie w przepisie). Do dzieła!

8.7

Biszkopt na trzy blaty:

✔ 7 jajek
✔ 220g cukru
✔ 85g kakao
✔ 115g mąki pszennej

Rozgrzewamy piekarnik do 170°C, przygotowujemy tortownicę o średnicy 26 centymetrów, wykładamy na dnie krążkiem papieru do pieczenia – boki zostawiamy suche i niczym nie osłonięte.

Oddzielone od żółtek białka ubijamy na niskiej mocy miksera przez około 2 minuty – do spienienia. Stopniowo zwiększając obroty zaczynamy dodawać małymi porcjami cukier, miksujemy przez kilka minut aż białka staną się bardzo gęste i błyszczące. Do masy dodajemy po jednym żółtku, po każdym miksując do dokładnego połączenia.

Przesiane razem kakao oraz mąkę dodajemy do ubitych jaj w trzech porcjach. Po wsypaniu każdej z nich delikatnie mieszamy masę szpatułką tak, aby piana nie opadła. Kiedy nie będzie już widać grudek, przelewamy ciasto do formy, wyrównujemy i pieczemy 35-40 minut sprawdzając gotowość do wyjęcia patyczkiem. Jeśli wychodzi z biszkoptu suchy, możemy wyjąć tortownicę i – uwaga! – rzucić nią o blat. Takie potraktowanie biszkoptu ma uwolnić pęcherzyki powietrza i zapobiec opadnięciu ciasta. Jako że posiadam tortownicę ze szklanym dnem, trochę się obawiałam uderzenia o blat, dlatego rzuciłam ją po prostu na przykryte kocem łóżko. Nie skłamię jeśli powiem, że na chwilę świat stanął, biszkopt bowiem postanowił wyskoczyć z tortownicy i w zwolnionym tempie na moich przerażonych oczach wpaść z powrotem. Wcelował dobrze, katastrofy nie było. Uff. Pozostało tylko zostawić go do ostygnięcia i rozkroić na trzy blaty.

Masa chałwowa:

✔ 2 wyparzone jajka
✔ 125g masła w temperaturze pokojowej
✔ 125g margaryny w temperaturze pokojowej
✔ 140g drobnego cukru (można mniej, masa jest szalenie słodka)
✔ 350g dowolnej chałwy
✔ 2 łyżki likieru kawowego

✔ 2 duże łyżki konfitury wiśniowej
✔ łyżka kakao

Jajka koniecznie musimy najpierw dokładnie wyszorować i wyparzyć, czyli po prostu zanurzyć je w szklance wrzątku na jakieś 10 sekund. Tak przygotowane wbijamy do miseczki, która nadaje się do użycia w kąpieli wodnej. Dodajemy cukier i zaczynamy na wysokich obrotach miksować je nad gotującą się wodą. Wrzątek nie powinien dotykać dna naczynia, w którym są jajka z cukrem. Kiedy masa stanie się puszysta, gęsta i znacznie zwiększy swoją objętość, odstawiamy ją do ostudzenia do większej miski wypełnionej zimną wodą.

Ostygłą masę dodajemy porcjami do masła i margaryny. Cały czas miksujemy, na sam koniec dodajemy likier i posiekaną chałwę. Mieszamy całość szpatułką i odstawiamy do lodówki do stężenia.

W tym czasie rozpuszczamy w małym rondelku konfiturę wiśniową, wsypujemy do niej łyżkę kakao i dokładnie mieszamy.

Dwa pierwsze blaty tortu skrapiamy konfiturą, smarujemy  po równo masą. Nakrywamy trzecim blatem. Pod brzegi ciasta podkładamy papier do pieczenia, który zapobiegnie wybrudzeniu tortownicy przy ozdabianiu go bezą.

Beza szwajcarska:

✔ 4 duże białka
✔ 200g cukru
✔ 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii

W kąpieli wodnej przez kilka minut mieszamy białka z cukrem i ekstraktem pilnując, aby cukier nie osadzał się na brzegach miski i całkowicie się rozpuścił. Kiedy to nastąpi, zdejmujemy miskę z garnka z wodą i ubijamy białka przez około 8 minut, aż osiągną temperaturę pokojową i staną się bardzo gęste i błyszczące. Smarujemy tort większością piany, po czym zanurzamy w pozostałej części palce i staramy się tak – wybaczcie słowo, nic mi nie przychodzi do głowy – dziabać tort, żeby z ciągnących się białek powstały kolce. Kiedy efekt będzie zadowalający, wyjmujemy ostrożnie spod tortu papier, uzupełniamy ubytki i chwytamy za palnik by przypiec bezę z wierzchu. Nie martwcie się, jeśli kolce będą zajmować się ogniem – to część zabawy :) Jak mniej więcej ma wyglądać cały proces zobaczycie tutaj. Ubaw gwarantowany :) Podajemy, zbieramy ochy i achy. Gotowe.

Smacznego!

 8.2

8.1

8.48.6

Lekki tort malinowy ze śmietanką i pistacjami

Urodziny w moim domu od zawsze kojarzyły się z tortem orzechowym. Z łuskaniem przez parę dni orzechów zbieranych w ogrodzie, wyjadaniem maślanej masy z miski i licytacją, kto dostanie najfajniejszy, wykrojony szklanką ze środka kawałek. W ostatnich latach trochę odeszliśmy od tej tradycji, głównie z powodu chronicznego braku czasu i chętnych do walki z łupinkami.

Mimo, że nigdy nie miałam do czynienia z tortami od kuchni, wiosną postanowiłam wskrzesić zwyczaj prawdziwego celebrowania urodzin, a okazja była zacna, jako że Mama świętowała okrągłą rocznicę. Oczywiście mówimy o 20. :) Wiedziałam, że orzechowego cuda dorównującego pierwowzorowi wyczarować się nie uda, wygrzebałam więc przepis na Red Velvet – a co!, nawet jeśli nie wyjdzie, niech się dziwią czemu ciasto wygląda jak wygląda. Poniekąd się udało – było przepyszne, wizualnie też się podobało, ale moje wewnętrzne, wypaczone oglądaniem blogów kulinarnych moi łkało na widok wybrzuszonego, koślawego wytworu przywodzącego na myśl scenę z „Harry’ego Pottera”, w której Hagrid wyznaje…

„Mam coś dla ciebie. Usiadłem na tym, ale da się zjeść.”

Uhh, dokładnie. A i tak ten jego nieszczęsny tort wyglądał lepiej… Dlatego przy następnej okazji, uzbrojona w znalezione na Pintereście instruktaże, kilka opakowań pistacji (i znowu łuskanie!) i pokłady cierpliwości, jakimś cudem poskładałam równiutki i szalenie smaczny tort malinowy. Był tak lekki, wdzięczny i świeży, że teraz tylko czekam na okazję, żeby móc zrobić go ponownie. Re-we-la-cja!

5.9

5.15.6

5.3

Genialny przepis pochodzi od Asi z Kwestii Smaku.

Biszkopt na trzy blaty:

✔ 7 jajek
✔ 165g cukru
✔ 170g mąki pszennej
✔ 65g mąki ziemniaczanej
✔ czerwony barwnik spożywczy

Rozgrzewamy piekarnik do 170°C, przygotowujemy tortownicę o średnicy 26 centymetrów, wykładamy na dnie krążkiem papieru do pieczenia – boki zostawiamy suche i niczym nie osłonięte.

Oddzielone od żółtek białka ubijamy na sztywno. Zaczynamy od średnich obrotów, po ok. 4 minutach stopniowo zwiększamy moc do maksymalnej, równocześnie dodając w małych porcjach cukier. Po 2-3 minutach piana powinna być bardzo sztywna i błyszcząca. Dodajemy po jednym żółtku nie przestając miksować, po czym na niskich obrotach rozprowadzamy równomiernie niewielką ilość czerwonego barwnika. Do jednego naczynia przesiewamy mąkę pszenną i ziemniaczaną, po czym dodajemy je do białek w trzech porcjach, każdą miksując na niskiej mocy przez kilka sekund – tylko tyle, ile wystarczy do zlikwidowania grudek mąki.

Masę przelewamy do tortownicy, wyrównujemy z wierzchu i wstawiamy na ok. 35 minut do piekarnika. Gotowość ciasta do wyjęcia sprawdzamy patyczkiem, jeśli wychodzi z biszkoptu suchy – przekładamy tortownicę na kratkę. Po 10 minutach kładziemy ją do góry dnem na płaskiej powierzchni wyłożonej papierem do pieczenia. Po upływie godziny, gdy biszkopt przestygnie, możemy brać się za jego krojenie na trzy blaty.

Żeby uniknąć wyglądu à la Red Velvet wspomnianego na początku notki, nie odwracam już ciasta do pierwotnej pozycji – tak na wszelki wypadek, bo po wyjęciu z piekarnika biszkopt i tak okazał się całkiem równy. Jeśli macie wprawę, możecie do wycięcia blatów użyć długiego noża, jeśli wolicie być pewni stałej wysokości warstw, skorzystajcie z uchwytu ze struną do krojenia lub… nitką. Nie wiem czy to mój pech, czy taka uroda tych ustrojstw, ale zawsze trafiają mi się potwornie tępe struny, którymi dość trudno przebić się przez boki ciasta. W każdym razie postarajcie się uzyskać jak najbardziej równe warstwy, tak aby móc po prezentacji tortu usłyszeć że… skleciło się do zdjęć model ze styropianu (autentyk!) ;)

Masa i dekoracja:

✔ 10 łyżek konfitury malinowej (u mnie cały standardowy słoiczek)
✔ 5 łyżek białego rumu

✔ 750ml śmietanki kremówki 36%
✔ 3 łyżki cukru pudru
✔ 2 fixy do ubijania śmietany
✔ ok. 80g świeżych malin

✔ 250g siekanych pistacji

Porcję konfitury malinowej podgrzewamy do rozpuszczenia wraz z trzema łyżkami rumu i odstawiamy do przestygnięcia.

Porządnie schłodzoną śmietankę (można ją wcześniej wstawić na 15 minut do zamrażalnika) ubijamy na niskich obrotach. Kiedy się spieni i zacznie zwiększać objętość, dodajemy fixy zmieszane z cukrem pudrem i zwiększamy moc do maksimum. W przepisie Asi występowała rozpuszczona w wodzie żelatyna, bez bicia przyznaję się, że stchórzyłam przed takim rozwiązaniem. Tort przygotowywałam w nieludzkim upale i bałam się, że popłynę wraz z masą i trzeba będzie biec do sklepu po nowe zapasy śmietanki. Całe szczęście fixy świetnie sobie poradziły.

Wykładamy przeznaczony na spód blat na tortownicę. Skrapiamy połową ostudzonej, ale nadal w miarę płynnej konfitury, rozsmarowujemy równo 1/3 przygotowanej śmietanki. Obsypujemy malinami, jeśli boimy się, że masa może na brzegach ugiąć się pod ciężarem kolejnego piętra, stosujemy mały trik. Największe i najtwardsze maliny zostawiamy do ułożenia na brzegach ciasta. Po prostu wciskamy je w śmietankę na samych brzegach, zadziałają jak kolumny podtrzymujące wyższe warstwy. Dokładnie te same czynności co uprzednio wykonujemy po nałożeniu drugiego blatu. Ostatni biszkopt skrapiamy rumem i smarujemy śmietanką pamiętając, by zostawić jej trochę na boki. Jeśli zależy Wam na idealnym efekcie, to ostatni moment na uzbrojenie się w cierpliwość i skorzystanie z tego bardzo pomocnego instruktażu. Po uporaniu się z kremówką zostało już tylko dociskanie dłonią do boków posiekanych pistacji, uff. Gotowe! Tort może spokojnie powędrować do lodówki. Po krótkim czasie będzie gotowy do podania.

5.25.4

Reakcje po rozkrojeniu – bezcenne!

5.8

Tort jest naprawdę lekki i nie powoduje zasłodzenia do nieprzytomności, zanim się obejrzałam zamiast z chirurgiczną precyzją wykrojonego kawałka, na talerzyku zostało wygryzione przez Solenizanta „coś”.

5.10

Niedobitki malin, śmietanki i pistacji zdecydowanie się nie zmarnowały:

5.7

5.5

Smacznego!