Mandarynkowy crème brûlée

25.7

Słynny crème brûlée zna chyba każdy. Prosty, acz bardzo wdzięczny deser, jedyny ból w jego przygotowaniu to konieczność przeczekania czasu, jaki musi spędzić w lodówce… za to potem możecie szaleć z palnikiem i zachwycać się chrupnięciem przebitej łyżeczką skorupki :) Oczywiście jeśli Wasze płomienne szaleństwo nie obejmuje elementu, jaki ostatnio pojawił się u mnie – dwudniowego poszukiwania dwóch zbiorniczków z gazem, które na pewno gdzieś są (zresztą właśnie dlatego mam dwa – pierwszy skutecznie się schował do czasu zakupu drugiego, po czym ręka boska odstawiła go na miejsce), ale zdecydowanie nie tam, gdzie być powinny. Złośliwość rzeczy martwych nie zna granic, szczególnie że mam za sobą ponad miesiąc focha dolnej grzałki w piekarniku, z którego zazwyczaj korzystam. Foch się skończył wraz z nadejściem Pana Fachowca, dzięki niebiosom za elementy zapasowe. Lepiej późno niż wcale. Dlatego proszę, pilnujcie swoich kremów, bo choć klasyczne brûlée robiłam wiele razy właśnie w takim czasie, jaki Wam podaję, piekarnik zastępczy przy każdym moim z nim spotkaniem pogrywał sobie ze mną jak mu się tylko podobało. Aż mimo przeraźliwego huku obcego sprzętu słyszałam zza drzwiczek złowieszcze „spalmy wszystko z wierzchu!” (taki halloweenowy akcent, coby nie było). W każdym razie – mikstura z dodatkiem soku może trochę bardziej opornie się zapiekać, mocniej od podanego czasu weźcie sobie do serca stopień „trzęśliwości” masy. Na pewno się uda :) A zatem Psze Państwa, poniżej wersja mandarynkowa.

25.9

25.125.3

Składniki na 4 porcje:

✔ 280ml śmietanki kremówki 36%
✔ skórka otarta z 3 dokładnie wyszorowanych mandarynek
✔ 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
✔ 4 żółtka
✔ 40g cukru trzcinowego
✔ 20ml soku z mandarynki

✔ 8 łyżeczek cukru trzcinowego do posypania

Śmietankę podgrzewamy wraz ze skórką z mandarynek i ekstraktem waniliowym. Zdejmujemy z ognia gdy będzie bliska zagotowania. Odstawiamy w chłodne miejsce do przestygnięcia.

Żółtka ucieramy wraz z cukrem, dodajemy przecedzony sok z mandarynki. Do mieszanki wlewamy wystudzoną śmietankę, bez przerwy mieszając całość rózgą. Miksturę przepuszczamy przez sito z drobnymi oczkami, wlewamy do 4 ramekinów o średnicy 9 centymetrów. Wstawiamy do działającego piekarnika rozgrzanego do 100°C, pieczemy 50-60 minut, aż krem się zetnie (środek przy lekkim potrząśnięciu naczynkiem powinien być galaretowaty), ale nie zarumieni. Gotowy deser odstawiamy do wystygnięcia, gdy będzie już chłodny wstawiamy go na kilka godzin – a najlepiej na noc – do lodówki.

25.225.4

25.5

Tuż przed podaniem posypujemy zimny krem warstwą cukru, którą karmelizujemy palnikiem. Podajemy, gdy skorupka jest jeszcze ciepła i – co najważniejsze – chrupiąca :)

25.8

25.6

Smacznego!


Komentarzy: 16

  1. Gosia pisze:

    Uwielbiam Twojego bloga, Twoje przepisy i zdjęcia!!! Arcydzieło :))

    Chciałabym wypróbować ten przepis ale bez dodawania mandarynek, czy mogę je po prostu pominąć, a resztę robić tak jak w przepisie? Czy trzeba coś zmodyfikować?

    • Aga pisze:

      Raju, dziękuję pięknie! :) Jeśli chcesz przygotować deser w klasycznej wersji, zamiast skórki i ekstraktu użyj rozciętej laski wanilii i wyłuskanych z niej ziarenek, a zamiast 280ml daj 300ml śmietanki :)

      • Gosia pisze:

        Bardzo dziękuję za odpowiedź! :) W poniedziałek lecę po palnik, na który już od dawna się czaję i będę szaleć w kuchni :)
        Już jakiś czas temu zrobiłam Twój bananowy torcik z karmelem i był boski! Uwielbiam takie połączenie smaków. Nie wyglądał tak pięknie jak Twój, ale będę się starać przy następnej okazji :)

        Ściskam Cię mocno!

        • Aga pisze:

          Naprawdę robiłaś torcik? :D Super, ogromnie się cieszę jak coś z bloga się komuś przydaje :) Mam nadzieję, że krem wyjdzie równie dobrze! Dobrej nocy życzę :)

          • Gosia pisze:

            Robiłam, a karmel jest boski!! :)
            A wczoraj zrobiłam crème brûlée, nawet chciałam zrobić zdjęcie, ale przypomniałam sobie o nim, gdy wszystkie foremki były puste! Pyszności!!! :) Palnik kupiłam w Duka i dobrze się sprawdził.
            Także polecam wszystkim ten cudny przepis!!
            Buziaki dla Ciebie, czekam na nowe przepisy :*

          • Aga pisze:

            No i super! :D Co tam zdjęcia, trzeba zajadać póki skorupka jest rozkosznie ciepła :D Dziękuję za sprawozdanie :*

  2. Asmiszka pisze:

    Nowy post! Hurra! Musisz wiedzieć, że jestem mandarynkowym skrytożercą, który czycha na desery ściśle francuskie. Aż cała się trzęsę na myśl o tak pysznym jedzonku!

    • Aga pisze:

      Damn, a tak widać że sztucznizna? ;) To nie mów nikomu, hahah :) Kupiłam kilka, ale parę z nich mnie negatywnie zaskoczyło jakością, np. cegły mogę focić tylko z daleka. I podłamana jestem niebieskimi i zielonymi deskami, pikseloza :(

      • Iza pisze:

        Ja mam po prostu wyczulone oko :D

        Co do teł, to szkoda :( Sama się na nie zamierzałam, ale w takim wypadku chyba pozostaje w dalszym ciągu gromadzenie desek i DIY.

        • Aga pisze:

          Nie wiem, może wybrałam za dużą szerokość desek, ale 8-9cm to tak naturalnie w miarę… z kolei z innego drewnianego wzoru nie wybierałam rozmiaru, a wyszła pikselowa miazga. Nie wiem na czym to polega :/ Natomiast beton jest kapitalny. Wielki plus za przechowywanie (chociaż 10 arkuszy 80×80 już swoje waży, a żeby się nie rolowały wieszam je na mocnych zaciskach na takim wieszaku na płaszcze :P jak je trzeba razem powiesić to ohesus!, ciężko), ale jakościowo mnie nie zwaliło z nóg.

Odpowiedz na „AgaAnuluj pisanie odpowiedzi