Lekki tort malinowy ze śmietanką i pistacjami

Urodziny w moim domu od zawsze kojarzyły się z tortem orzechowym. Z łuskaniem przez parę dni orzechów zbieranych w ogrodzie, wyjadaniem maślanej masy z miski i licytacją, kto dostanie najfajniejszy, wykrojony szklanką ze środka kawałek. W ostatnich latach trochę odeszliśmy od tej tradycji, głównie z powodu chronicznego braku czasu i chętnych do walki z łupinkami.

Mimo, że nigdy nie miałam do czynienia z tortami od kuchni, wiosną postanowiłam wskrzesić zwyczaj prawdziwego celebrowania urodzin, a okazja była zacna, jako że Mama świętowała okrągłą rocznicę. Oczywiście mówimy o 20. :) Wiedziałam, że orzechowego cuda dorównującego pierwowzorowi wyczarować się nie uda, wygrzebałam więc przepis na Red Velvet – a co!, nawet jeśli nie wyjdzie, niech się dziwią czemu ciasto wygląda jak wygląda. Poniekąd się udało – było przepyszne, wizualnie też się podobało, ale moje wewnętrzne, wypaczone oglądaniem blogów kulinarnych moi łkało na widok wybrzuszonego, koślawego wytworu przywodzącego na myśl scenę z „Harry’ego Pottera”, w której Hagrid wyznaje…

„Mam coś dla ciebie. Usiadłem na tym, ale da się zjeść.”

Uhh, dokładnie. A i tak ten jego nieszczęsny tort wyglądał lepiej… Dlatego przy następnej okazji, uzbrojona w znalezione na Pintereście instruktaże, kilka opakowań pistacji (i znowu łuskanie!) i pokłady cierpliwości, jakimś cudem poskładałam równiutki i szalenie smaczny tort malinowy. Był tak lekki, wdzięczny i świeży, że teraz tylko czekam na okazję, żeby móc zrobić go ponownie. Re-we-la-cja!

5.9

5.15.6

5.3

Genialny przepis pochodzi od Asi z Kwestii Smaku.

Biszkopt na trzy blaty:

✔ 7 jajek
✔ 165g cukru
✔ 170g mąki pszennej
✔ 65g mąki ziemniaczanej
✔ czerwony barwnik spożywczy

Rozgrzewamy piekarnik do 170°C, przygotowujemy tortownicę o średnicy 26 centymetrów, wykładamy na dnie krążkiem papieru do pieczenia – boki zostawiamy suche i niczym nie osłonięte.

Oddzielone od żółtek białka ubijamy na sztywno. Zaczynamy od średnich obrotów, po ok. 4 minutach stopniowo zwiększamy moc do maksymalnej, równocześnie dodając w małych porcjach cukier. Po 2-3 minutach piana powinna być bardzo sztywna i błyszcząca. Dodajemy po jednym żółtku nie przestając miksować, po czym na niskich obrotach rozprowadzamy równomiernie niewielką ilość czerwonego barwnika. Do jednego naczynia przesiewamy mąkę pszenną i ziemniaczaną, po czym dodajemy je do białek w trzech porcjach, każdą miksując na niskiej mocy przez kilka sekund – tylko tyle, ile wystarczy do zlikwidowania grudek mąki.

Masę przelewamy do tortownicy, wyrównujemy z wierzchu i wstawiamy na ok. 35 minut do piekarnika. Gotowość ciasta do wyjęcia sprawdzamy patyczkiem, jeśli wychodzi z biszkoptu suchy – przekładamy tortownicę na kratkę. Po 10 minutach kładziemy ją do góry dnem na płaskiej powierzchni wyłożonej papierem do pieczenia. Po upływie godziny, gdy biszkopt przestygnie, możemy brać się za jego krojenie na trzy blaty.

Żeby uniknąć wyglądu à la Red Velvet wspomnianego na początku notki, nie odwracam już ciasta do pierwotnej pozycji – tak na wszelki wypadek, bo po wyjęciu z piekarnika biszkopt i tak okazał się całkiem równy. Jeśli macie wprawę, możecie do wycięcia blatów użyć długiego noża, jeśli wolicie być pewni stałej wysokości warstw, skorzystajcie z uchwytu ze struną do krojenia lub… nitką. Nie wiem czy to mój pech, czy taka uroda tych ustrojstw, ale zawsze trafiają mi się potwornie tępe struny, którymi dość trudno przebić się przez boki ciasta. W każdym razie postarajcie się uzyskać jak najbardziej równe warstwy, tak aby móc po prezentacji tortu usłyszeć że… skleciło się do zdjęć model ze styropianu (autentyk!) ;)

Masa i dekoracja:

✔ 10 łyżek konfitury malinowej (u mnie cały standardowy słoiczek)
✔ 5 łyżek białego rumu

✔ 750ml śmietanki kremówki 36%
✔ 3 łyżki cukru pudru
✔ 2 fixy do ubijania śmietany
✔ ok. 80g świeżych malin

✔ 250g siekanych pistacji

Porcję konfitury malinowej podgrzewamy do rozpuszczenia wraz z trzema łyżkami rumu i odstawiamy do przestygnięcia.

Porządnie schłodzoną śmietankę (można ją wcześniej wstawić na 15 minut do zamrażalnika) ubijamy na niskich obrotach. Kiedy się spieni i zacznie zwiększać objętość, dodajemy fixy zmieszane z cukrem pudrem i zwiększamy moc do maksimum. W przepisie Asi występowała rozpuszczona w wodzie żelatyna, bez bicia przyznaję się, że stchórzyłam przed takim rozwiązaniem. Tort przygotowywałam w nieludzkim upale i bałam się, że popłynę wraz z masą i trzeba będzie biec do sklepu po nowe zapasy śmietanki. Całe szczęście fixy świetnie sobie poradziły.

Wykładamy przeznaczony na spód blat na tortownicę. Skrapiamy połową ostudzonej, ale nadal w miarę płynnej konfitury, rozsmarowujemy równo 1/3 przygotowanej śmietanki. Obsypujemy malinami, jeśli boimy się, że masa może na brzegach ugiąć się pod ciężarem kolejnego piętra, stosujemy mały trik. Największe i najtwardsze maliny zostawiamy do ułożenia na brzegach ciasta. Po prostu wciskamy je w śmietankę na samych brzegach, zadziałają jak kolumny podtrzymujące wyższe warstwy. Dokładnie te same czynności co uprzednio wykonujemy po nałożeniu drugiego blatu. Ostatni biszkopt skrapiamy rumem i smarujemy śmietanką pamiętając, by zostawić jej trochę na boki. Jeśli zależy Wam na idealnym efekcie, to ostatni moment na uzbrojenie się w cierpliwość i skorzystanie z tego bardzo pomocnego instruktażu. Po uporaniu się z kremówką zostało już tylko dociskanie dłonią do boków posiekanych pistacji, uff. Gotowe! Tort może spokojnie powędrować do lodówki. Po krótkim czasie będzie gotowy do podania.

5.25.4

Reakcje po rozkrojeniu – bezcenne!

5.8

Tort jest naprawdę lekki i nie powoduje zasłodzenia do nieprzytomności, zanim się obejrzałam zamiast z chirurgiczną precyzją wykrojonego kawałka, na talerzyku zostało wygryzione przez Solenizanta „coś”.

5.10

Niedobitki malin, śmietanki i pistacji zdecydowanie się nie zmarnowały:

5.7

5.5

Smacznego!


Komentarzy: 57

    • Aga pisze:

      Dziękuję! :) Zamiast pistacji możesz posiekać dowolne orzechy, albo np. obłożyć tort płatkami migdałowymi (ale gęsto, żeby nie sprawiały wrażenia „namoczonych” kremem). Robiłam ten tort jeszcze z borówkami, bez bocznej dekoracji, za to z pierścieniem borówek na górnej krawędzi i przy samej paterze – też był ładny :)

  1. Monika pisze:

    Witam Cię. Chciałam napisac do Ciebie na emaila, ale niestety ten link nie chce mi się wyświetlić, więc piszę tutaj. Widzę, że masz konto na 500px. Ja równiez sobie założyłam tam konto, ale ciekawi mnie czy ta opcja free trial jest faktycznie wyłączana po 2 tyg. i później trzeba płacić już za prowadzenie konta na tej stronie czy podczas regularnego dodawania 10. fotek bodajże na tydzień można zatrzymac to konto za darmo i bez przedłużenia go przez wpłatę ok. 50 dolarów na rok. Pozdrawiam i z góry dzięki za odpowiedz.

    • Aga pisze:

      Cześć :) Oj, nie wiem co się stało z mailem, u mnie woła o wybór programu pocztowego, no ale grunt że tak czy siak jesteśmy w kontakcie :) 500px niestety faktycznie obcina sporo opcji po upływie okresu próbnego, najbardziej uciążliwe jest właśnie przestrzeganie limitu 10 zdjęć, ale da się przeżyć i nadal korzystać z serwisu. Na pewno mniej bolą takie ograniczenia niż jednorazowy wydatek kilkudziesięciu dolarów.

  2. Kasia pisze:

    wszystko już zostało napisane! każdy kolejny zachwyt będzie powtórzony ale co tam! jest boski, piękny, smakowity, oryginalny – CHCĘ GO!!!!! :)

  3. fotografka90 pisze:

    Jak tu pięknie, smacznie i … aż pachnąco mimo, że wirtualnie ! Jako wielbicielka pichcenia obiecuję zaglądać bo jest nie dość, że na co popatrzeć to jeszcze można zrobić :-) Swoją drogą – nominacje robią swoje ! Zajrzałam tu dzięki – Nominacja Versatile Blogger Award która pokazała się u Crummblle :-) Pozdrawiam !

  4. czarygary pisze:

    mistrzowski tort – przepiękny! wspaniale wygląda ten róż w połączeniu z zielenią pistacji, a sama dekoracja z dużych kawałków pistacji cudowna :) zdjęcia rewelacyjne, aż sięgam po widelczyk… pozdrawiam ciepło!

  5. Basia pisze:

    cześć Krakusko! :-) Też nią jestem :-)
    Cudne zdjęcia, bajeczne, niepowtarzalne, profesjonalne, niebanalne…i mogłabym tak jeszcze wymieniać, bo tak mnie zauroczyły :-)
    Pozdrawiam serdecznie!

  6. asia pisze:

    Tort po prostu fantastyczny… w ogóle tak przepięknie u Ciebie. Zastanawiam sie jak to możliwe, że dopiero pierwszy raz do Ciebie trafiłam!?

  7. izuuki pisze:

    Kolejna blogerka kulinarna, której będę zazdrościć zdolności fotograficznych. A idźcie Wy :P Ja się staram, staram, idzie mi coraz lepiej, ale nadal to nie jest „to”. Krótko mówiąc – PRZEPIĘKNE ZDJĘCIA.

    A tort bym z chęcią wszamała :)

    • Aga pisze:

      Dziękuję! :) Nie bądź taka skromna, zdjęcia są przecież super! :)

      Ja się boję określenia „kulinarna”, nieśmiało podpinam się pod „fotograficzną”, bo jednak zanim sklecę samodzielnie jakiś przepis (o ile w ogóle!) dużo wody upłynie, już nie mówiąc o ilości zatruć w rodzinie… ;)

      • izuuki pisze:

        Blog założony, kilka przepisów już jest – zanim się obejrzysz, zostaniesz pochłonięta przez hobby kucharzenia i przestaniesz rejestrować, kiedy zacznie wkradać się coraz więcej modyfikacji w przepisach aż w końcu stworzysz coś tak różnego od oryginału, że aż całkowicie od Ciebie :-)

        Co do fotografii: wiem, że moje zdjęcia są niezłe, ale zawsze innych podobają mi się bardziej :> A to ładniejsze talerzyki, a to śliczna kompozycja, a to obróbka tak piękna, że aż serce ściska z zazdrości. Nie wiem, jakoś tak mam dziwnie ;P

        No ale wracając do Ciebie – pochwal się, czym focisz! Chodzi głównie o obiektyw :) No i najważniejsze: „doświetlasz” zdjęcia blendą? Po niemal zerowych cieniach wnioskuję, że chyba tak. No ale czasem i przy dziennym bez użycia odbijacza światła można osiągnąć ten efekt, stąd moje pytanie :D

        NO I ZAZDROSZCZĘ TOBIE BIAŁYCH DESEK!!! Muszę w końcu sama zrobić swoje…

        • Aga pisze:

          Mam nadzieję, że faktycznie niedługo coś się zadzieje w kuchennej twórczości, na razie jeszcze trochę ogranicza mnie dieta – do roboty mogę się brać tylko w niedzielę, inaczej popłynęłabym z całym zapasem słodyczy i cały wysiłek poszedłby na marne… ;) Za bardzo kocham czekoladę, ehh.

          Z fotografią mam tak samo, wchodzę gdzieś (albo przeklinam Pinteresta i pinuję dalej ogromne ilości zdjęć) i myślę: kurczę, tak nie umiem, o tym nie pomyślałam, tego nie mam! Poluję też na te wszystkie talerzyki i szklaneczki, marzą mi się stare patery, sztućce i mała ażurkowa tortownica, ale jak widzę ceny… khem. Właśnie ;)

          Co do sprzętu… Duuużo zawdzięczam Lubemu, nie wiem ile bym zdziałała gdyby nie to że pracuje w studiu fotograficznym… Mamy Canona 5D, focę obiektywem 100mm, póki co z lampą studyjną, muszę wreszcie kupić słabszą tylko na własne potrzeby, bo po zeszłej strasznie zachmurzonej niedzieli trochę się podłamałam podczas pracy ze światłem dziennym. No i szarpałam się ze statywem, a lampa daje komfort pracy z ręki :) Na moim flickrze są zdjęcia które robiłam przy świetle dziennym dla żartu, dla kumpeli która odgrażała się że robię same słodkości, a gdzie tuńczyk i chudy ser ;) Byłam strasznie zadowolona z efektu, zero lamp, cienka biała zasłonka, blenda :) Ale nie było ciemno na zewnątrz.

          Deseczki są super, ale jak się taszczy paletę ze sklepu z AGD przechodnie dziwnie zerkają… ;) Muszę zrobić jeszcze czarną i zdobyć jakieś podniszczone blachy, generalnie cierpię na brak ciemnych podkładów :)

          • izuuki pisze:

            No to widzę, że mamy podobnie ;) Co do wszelkiej maści dodatków – z ręką na sercu polecam dział „Dom” w TK Maxx. Super rzeczy można tam znaleźć i to w bardzo przyjaznych cenach. Wolę nie wiedzieć, ile kasy tam już zostawiłam :> Nawet moja miłość do butów przegrała z pędem do kupowania kolejnych akcesoriów do sesji kulinarnych.

            Co do podkładów – tak, tak, tak!!! Mam tak samo jak Ty :D Straszliwie mi się podoba morska, postarzona blacha Helene, o której napisała w „Plate to Pixel”, że znalazła ją koło jakiegoś śmietnika. Kurczę, że też u nas ludzie takich rzeczy nie wywalają.

            Zazdraszczam świetnego body! A jak już kupisz jakąś fajną lampę, to czekam na cynk z modelem – sama mam zamiar sobie sprawić, ale jakoś nie mogę się za to zabrać.

            Co do odchudzania – życzę powodzenia. Od kiedy założyłam bloga (troszkę ponad pół roku temu) przytyłam 6 kg – też jestem na diecie… :>

          • Aga pisze:

            Tak, TK Maxx jest boski! W śmiesznej cenie upolowałam boski słój i formę na jumbo cupcake :) Kręciłam się przy półkach dobre 15 min. z myślą na co mi ona i kto potem zje takiego giganta, ale cena zrobiła swoje :)

            Z lampą na razie powolutku – wydatki, wydatki, a to przynajmniej 500 zł za taką sobie moc… no i zdaję się na Lubego, a on co kilka dni zmienia zdanie hahah, czekam aż ostatnia lampa którą mi pokazywał mu się „uleży” i nie będzie szukał innego modelu :)

            Nie strasz nawet tuczącymi właściwościami bloga, bo ja jeszcze w fazie stabilizacji po zrzutce 23kg ;) Na razie się w miarę trzymam, ale odpuszczam sobie odrobinę tylko dwa razy w tygodniu, biegam na fitness na ponad 10h w tygodniu i trzęsę portkami przed momentem, kiedy będzie mi już wolno normalnie jeść :O Odchudzanie jednak mocno się rzuca na głowę :)

          • izuuki pisze:

            PS: właśnie spojrzałam na zdjęcia zrobione przy naturalnym świetle – rzeczywiście śliczny efekt. Jednak co światło dzienne, to światło dzienne.

  8. Ola MAŁA pisze:

    Jest piękny, pięknie sfotografowany i myślę że pyszny!
    A tak z innej beczki wpadniesz w sobotę na bazar kulinarny do bunkra? Spamuję wszędzie żeby wszyscy wiedzieli, niestety zapominam kto był z Krakowa :d
    Jeśli kogoś znasz jeszcze to podaj dalej.
    Będę z tartą, toną muffinek i dawką malin i mam nadzieję że wszystko miwyjdzie ładne :)
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że do soboty :))

    • Aga pisze:

      Ooo, zaraz doczytam o co chodzi, choć jeszcze nie wiem jak się sobota ułoży :) Ale brzmi ciekawie :D Trzymam kciuki, na pewno wszystko będzie mega!

  9. Gosiaczek pisze:

    Pierwsze wrażenie bezcenne! Piękny na zewnątrz ale przecież zawsze powtarzamy, że liczy się wnętrze. W przypadku Twojego cuda wnętrze też zostało dopieszczone :) Bardzo, bardzo ładny! A takie smaki lubię. Kiedyś robiłam deser pistacjowa Pavlova i pewnie smaki są podobne – czyli YES Please :) Pozdrawiam

Odpowiedz na „AgaAnuluj pisanie odpowiedzi