Witajcie! Sezon na truskawki dobiega końca, a ja nie zdążyłam jeszcze nacieszyć się ich smakiem. Nie wiem jak Wam, ale mi ten rok ucieka z każdym miesiącem coraz szybciej – dopiero co wróciliśmy z wakacji, a już wydaje się, że na plażach Sardynii wylegiwaliśmy się w poprzednim życiu. Przed wyjazdem ostateczna ostateczność w postaci antybiotyku, po wyjeździe znów deszcze niespokojne (takiej ściany wody jak w ciągu ostatniego tygodnia chyba nigdy nie widziałam, a już na pewno nie pamiętam ratowania donicy z pelargoniami przed upadkiem z parapetu z… przemoczenia!) i kolejne choróbsko na tapecie. Kompletnie nie czuję smaku! Porcja truskawek, która miała zostać zapieczona pod kruszonką nadal czeka na chętnego głodomora. Nawet pomidorówka Mamy pod nieobecność Rodziców spędziła w lodówce nieprzyzwoitą ilość czasu. Całe szczęście po wygrzaniu się w południowym słońcu miałam kilka lepszych dni i właśnie wtedy udało mi się przygotować małą porcję dżemu truskawkowego.
Od dłuższego czasu chodzą za mną ziołowe połączenia. Tym razem padło na tymianek, który podczas krótkiej podróży na trasie sklep-dom zdążył odświeżyć wnętrze poczciwego Miecia (dla niewtajemniczonych: Matiz to Mieczysław, a co! – zacne autko zasługuje na poważne imię), zdominować całkiem niezłe perfumy i narobić smaka na planowany dżemik. Trochę teraz żałuję, że dość ostrożnie się z nim obeszłam. Zawsze podaję Wam przepisy zgodne z tym, co widać na zdjęciach, pozostaje mi więc tylko zachęcić Was do bardziej hojnego rozdysponowania aromatycznych listków :) Gdybyście się zastanawiali, czy czegoś tu przypadkiem jeszcze nie brakuje – nie, nie używałam pektyny, ani żadnych środków żelujących. Co prawda truskawki należą do grupy owoców najuboższych w pektynę, ale z niewielkim dodatkiem soku z cytryny dżem osiągnął naprawdę dobrą konsystencję, na pewno nie ucieknie Wam z grzanek i rozkosznie oblepi kubki smakowe! ;)
Pamiętajcie, by odpowiednio przygotować słoiczki, w których chcecie przechowywać dżem. Powinny być dokładnie umyte i wyparzone. Jeśli tak jak ja buszując po Pintereście rozkochaliście się w naczynkach z grubego, zielonkawego szkła (wystąpiły już tu i tu) – mówiąc krótko będziecie używać WECKów (pod linkiem znajdziecie szczegółowy poradnik), oszczędźcie kąpieli we wrzątku gumowym uszczelkom. Te powinny zostać opłukane w zimnej wodzie.
Składniki na 2 słoiczki (290ml i 160ml):
✔ 600g słodkich truskawek
✔ 3 łyżeczki listków tymianku (z górką)
✔ 100g cukru trzcinowego
✔ 1 łyżka soku z cytryny
Truskawki kroimy w słupki, wystarczy na ćwiartki. Delikatnie przeciągamy palcami wzdłuż łodyżek tymianku odrywając od gałązek listki (nie polecam wersji z łodyżkami do żucia ;)). Tak przygotowane składniki wrzucamy do garnka z grubym dnem, zasypujemy cukrem i skrapiamy sokiem z cytryny. Po 10 minutach leżakowania zaczynamy gotować dżem. Często mieszamy, by nic nie przywarło do rondelka. Po 20-30 minutach, gdy truskawki się rozpadną, sprawdzamy gęstość przeciągając po dnie łyżką lub silikonową łopatką. Jeśli dżem nie spływa od razu na miejsce, możemy zdjąć go z ognia i z ogromną satysfakcją płynącą z przygotowania szalenie skomplikowanego przepisu ;) przełożyć do słoiczków, po czym odstawić do ostygnięcia i stężenia.
Smacznego!
Niniejszy wpis zawiera lokowanie produktu.
Weck ma piękne te formy słoików, oprócz tego, że mogły by nie mieć wytłoczonej marki na każdym z nich :D Nigdy nie łączyłam sama takich smaków, ufam tylko już tym wymyślonym przez innych. Jeśli będzie mi dane i sama zrobię taki dżem lub któryś z moich znajomych Tych Co Gotują wpadnie na tak świetny pomysł to spróbuje truskawki + tymianku :)
Przynajmniej bardzo to logo gustowne i tylko z jednej strony :) Więc jak przychodzi co do czego można ukradkiem obrócić :D Dżemik polecam, szybko się robi, a ziółka zupełnie inaczej smakują niż w wytrawnych potrawach :)
Jako grafik ( z zawodu) i marketingowiec (z zamiłowania) doceniam ładne logo (zwłaszcza, że jest fajne i rozpoznawalne), ale jakoś słoik to ostatnia rzecz na jaką wrzuciłabym logo, żeby mi świeciło ciągle przed oczami :) Zwłaszcza, że samą formą już mówi „Jestem Weck, jestem fajny, znany, – kup mnie” :D
Do mnie i tak wszystkie ładne naczynia wołają „kup mnie” ;)
Wow, dziewczyna grafik! Kiedyś próbowałam się władować w projektowanie stron, ale po paru mies. i ciągłym oglądaniu stron z inspiracjami i Behance doszłam do wniosku, że to chyba typowo męski zawód ;)
E tam, męski… :D Kobiety mają lepszą wyobraźnie – niezawodna w pracy grafika :D
Tylko te wyobrażenia potem poukładać w te wszystkie siatki, kolumny itd. :D Jakoś mi stosunkowo szybko przeszło ;) No i trafiłam na portfolia paru panów, którzy mi tak poprzeczką wysoko zamachali, że na paluszkach bym nie doskoczyła ;)
Prześliczne zdjęcia!
Dziękuję :)