Biscotti pistacjowe z lukrem cytrynowym i liofilizowanymi malinami

Witajcie! Dziś bardzo szybki przepis na ciasteczka, za którymi będę tęsknić przez najbliższe dwa lata. Nie da się ukryć, że biscotti do deserów rozpływających się w ustach nie należą. To twarde, ale pyszne ciasteczka, doskonałe zwłaszcza w towarzystwie herbaty czy kawy, a do ich wypieku możecie użyć dowolnych, ulubionych bakalii. Dlaczego będę tęsknić? Ano dlatego, że wysłałam zęby za kratki i wszelkie twardsze pokarmy stały się problematyczne, a siekacze prawie bezużyteczne. Przewróciło mi się w głowie na starość :) Odkrywam właśnie które produkty farbują, po których trzeba szczotkować i nitkować szczękoczułki przez pół godziny z hakiem, a także zaczęłam dzielić pożywienie na trzy kategorie: lubię/nie lubię/nie warto. Z tej ostatniej uratowały się tylko truskawki, którym latem po prostu nie da się oprzeć!

W mojej wersji biscotti wylądowały solone pistacje oraz niesiarkowane morele. Jeśli boicie się smaku solonych orzechów, możecie przemieszać pół na pół dwa rodzaje pistacji, lub użyć niesolonych. Nie obrażę się :) Niesiarkowane morele natomiast to już kwestia czystości moich szafek kuchennych – staram się, by było w nich jak najmniej chemii. Tak, to prawda, brązowe morele są brzydkie ;) Ale wierzę, że nawet wypiekane dwukrotnie, pozostają nieco zdrowsze.

Ciastka (20 szt.):

✔ 100g łuskanych pistacji solonych
✔ 50g suszonych moreli
✔ 1 jajko
✔ 80g drobnego cukru
✔ 180g mąki pszennej
✔ ½ łyżeczki proszku do pieczenia
✔ 1 łyżka amaretto
✔ skórka otarta z ½ cytryny

Pistacje grubo siekamy nie przejmując się, jeśli trochę zostanie w całości. Morele drobno kroimy.

Do miski wbijamy jajko, zasypujemy je cukrem i z pomocą trzepaczki łączymy składniki. Dodajemy mąkę zmieszaną z proszkiem do pieczenia, mieszamy łopatką. Dolewamy amaretto, wsypujemy skórkę z cytryny, orzechy i morele. Zagniatamy ciasto, po czym na lekko oprószonej mąką powierzchni formujemy z niego wałek o średnicy około 5 centymetrów.

Ciasto przekładamy na blaszkę wyłożoną pergaminem i pieczemy 20 minut w temperaturze 180°C. Odstawiamy do całkowitego wystudzenia.

Gdy ciasto ostygnie, kroimy je ukośnie ząbkowanym nożem do pieczywa na plastry szerokości 1 centymetra. Ciasteczka kładziemy na blaszce z pergaminem, ponownie zapiekamy przez 20 minut w temperaturze 180°C, w połowie czasu przewracając je na drugą stronę. Odstawiamy do ostygnięcia.

Lukier i dekoracja:

✔ 100g cukru pudru
✔ 2 łyżki soku z cytryny
✔ skórka otarta z ½ cytryny
✔ kilka liofilizowanych malin

Cukier puder energicznie mieszamy z sokiem i skórką z cytryny. Lukrem smarujemy brzeg każdego ciasteczka, posypujemy rozkruszonymi, suszonymi malinami.

Smacznego!

Pistacjowa Pavlova

41.3

Z niemałym zdziwieniem zauważyłam ostatnio, że nie było tu jeszcze przepisu na najczęściej pojawiające się u nas w domu cudo – Pavlovą. Moja mama ją uwielbia, o sobie nawet nie wspominam, bo oczy mi się świecą na widok większości słodkości ;) Tak czy siak to jeden z niewielu deserów, przy którym wszyscy jak jeden mąż zapominają o diecie i postanowieniach i proszą o dokładkę. Tak, tak, nawet ci, którzy potrafią malutki kawałek serniczka przekroić na pół i ściemniać, że się przejedli. Zaczęłam więc planować jakie wariacje zamieszczę na blogu – a to tę, którą kiedyś robiłam na Święta, a potem może tamtą z Sylwestra… wyszło jak zwykle. Widzicie tutaj zupełnie inną, która w ogóle nie miała się tu znaleźć. Dlatego też mam tylko finalne zdjęcia – aż trochę dziwnie się czuję nie wrzucając serii krok po kroku. Bezę przygotowałam pod konkretne zlecenie od Klienta, a że aura niedawno była łaskawa (nie to co teraz, halo? jest tam ktoś? zimno, wieje, reklamacja!), wytargałam mój fotograficzny dobytek na pole. Sesja poszła gładko, słońce zajść nie chciało, a zza stołu zaczęły się uśmiechać gałęzie i ułamany konar naszego ogrodowego orzecha. Najadłam się przez niego kiedyś strachu, bo te resztki drzewa z początku nie leżały sobie spokojnie na ziemi, ale spadły na mój poczciwy samochód kiedy przez Kraków przetaczał się niesławny orkan Ksawery. Całe szczęście skończyło się na drobnych ryskach na dachu, a jak wiadomo blizny dodają mężczyźnie charakteru, więc mój Miecio – moja droga, poczciwa Złota Strzała – stał się rasowym pojazdem po przejściach. O mało a beza też skończyłaby z ranami bojowymi – gałęzie to niezbyt stabilne podłoże dla patery ;)

41.2

Od dawien dawna skorupkę robię według przepisu Lindy z Call Me Cupcake. Udaje się zawsze pod warunkiem, że ładnie ją uformujecie i nie zostawicie zbyt grubego dna – w przeciwnym wypadku może się dobrze nie obsuszyć i pozostać wilgotna na spodzie. Nadzienie delikatnie potraktowałam zielonym barwnikiem – jak już pisałam Pavlova miała głównie wyglądać do zdjęcia, a oczywiście część pistacji przeznaczonych do kremu wcięłam na sucho samaniewiemkiedy. Taka sytuacja…

41.541.6

Beza:

✔ 4 białka
✔ 225g drobnego cukru
✔ 2 łyżeczki skrobi kukurydzianej
✔ 1 łyżeczka octu winnego

Piekarnik rozgrzewamy do 175°C.

Białka ubijamy na sztywno, pod koniec dodając w małych porcjach cukier. Gdy masa będzie bardzo gęsta i błyszcząca, dosypujemy skrobię i dolewamy ocet. Dokładnie mieszamy na wysokich obrotach miksera.

Na papierze do pieczenia rysujemy okrąg niewiele większy od małego talerza, wykładamy na niego ubite białka. Z pomocą łopatki formujemy koszyczek wyciągając masę białkową ku górze. Możecie sobie pomóc wykonując równocześnie grzbietem dużej łyżki dokładnie ten sam ruch od wewnątrz koszyczka. Koniecznie zostawcie trochę masy na spodzie, beza musi mieć dno – niezbyt grube, ale obecne ;) Jeśli nie zależy Wam na fantazyjnym wykończeniu, możecie po prostu równomiernie wyłożyć białka na papier i zrobić w nich zagłębienie.

Temperaturę rozgrzanego piekarnika zmniejszamy do 100°C, wstawiamy bezę na 90 minut. Upieczoną studzimy przy uchylonych drzwiczkach, ostrożnie odrywamy od papieru dopiero gdy wystygnie.

Nadzienie:

✔ 80g pistacji (bez skorupek)
✔ 200ml śmietanki kremówki 36%
✔ 200g serka mascarpone
✔ 2 łyżki cukru pudru
✔ zielony barwnik spożywczy (opcjonalnie)

✔ 20g siekanych pistacji

Orzechy mielimy na masło w młynku do kawy. Uważajcie, żeby nie spalić urządzenia – włączamy je kilka razy dosłownie na sekundy, po każdym mieleniu zdejmujemy masę ze ścianek.

Śmietankę ubijamy na najwyższych obrotach miksera, nie poruszając zbyt gwałtownie widełkami. W osobnej misce krótko miksujemy mascarpone do napuszenia, dosypujemy cukier puder. Mieszamy osłodzony serek ze śmietanką, na końcu dodajemy masło pistacjowe i ewentualnie odrobinę barwnika. Bezę najlepiej nadziewać tuż przed podaniem, wykładając masę w artystycznym nieładzie ;) Posypujemy siekanymi orzechami.

41.1

Smacznego!

41.4

Pierożki pistacjowe z dżemem malinowo-różanym

26.7

Stało się. Musiałam, nie zdzierżyłam, długo szukałam i znalazłam. Potworna, nieforemna kurtka (której miejsca spoczynku jak zwykle nie pamiętałam) wypełzła z dna szafy spychając z wieszaka zgrabny, cienki płaszczyk. Chlip. Cały czas pocieszam się, że mieliśmy całkiem sympatyczną pogodowo jesień, a rok temu już na samym początku października Ta, Której Imienia Nie Wolno Jeszcze Wymawiać zaskoczyła drogowców. Tak czy inaczej nadeszła pora rękawiczek, czapek i póki co nieśmiałego niepokoju przed nadchodzącym deficytem naturalnego światła. A tak się w tym roku znielubiliśmy z lampami, chlip po raz drugi i po stokroć.

26.3

Mam nadzieję, że w obecnych warunkach nie będziecie mi mieli za złe odkurzenia letniego przepisu. W ramach ciekawostki – jeszcze miesiąc temu widziałam takie maliny na targu… jedno, jedyne pudełeczko, zaplątane wśród dyń i żurawiny. Po owocach zostały przetwory, przydadzą się do ciasteczek. Na zaś podaję przepis na dżemik którego użyłam. Nie dość że nie mam już malin, moja woda różana wyparowała w tajemniczych okolicznościach. Zostawiłam prawie pełną buteleczkę na oknie w kuchni i… jedno słowo: babcia.

Babcia mieszka w innym mieście i nie do końca orientuje się co gdzie u nas leży, co jest czyje i co warto byłoby zostawić w spokoju. Do dziś nie udało mi się wyciągnąć od niej informacji, czy wodę różaną wypiła (co jest chyba najbardziej przerażającą możliwością, biorąc pod uwagę bardzo silny aromat), zużyła do herbaty, czy po prostu butelka na widok nieznajomej osoby wywinęła fikołka. Już chyba wolałabym zastosowanie spożywcze (bardzo nie lubię gdy coś się marnuje), szczególnie że kubki smakowe babcia ma już nie te i może rzeczona esencja wielkiej krzywdy by jej nie zrobiła. À propos babcinych kubków smakowych – przypomniała mi się zabawna sytuacja, kiedy to seniorka jakieś 20 lat temu chciała pod nieobecność rodziców zorganizować mi i bratu podwieczorek. Pobuszowała w spiżarni, wyłożyła deser na talerzyki, urody był rzadkiej, ale nic to – wcinamy. Pierwszy gryz… Boże. „Babciu, a co to za ciasteczka?”. Ponowny szczupak w głąb spiżarni, szelest opakowania, rzut okiem na etykietę: kotlety sojowe. Chyba nigdy tego nie zapomnę ;) Ale wróćmy na ziemię. Będziemy robić to:

26.6

Kolejny z przepisów z czasu focha piekarnika, więc bardzo Was proszę – kontrolujcie czas. Ciasto ma przypominać to znane z makaroników w kształcie dużych, okrągłych ciastek, nie tych maleńkich cudeniek we wszystkich kolorach tęczy. Lekko twardawe, z kruchą skorupką i ciągnącą warstwą tuż pod nią. Wybór dżemu zależy już od Was, mi do pistacji przypasował malinowy.

Dżem malinowo-różany:

✔ 500g malin
✔ 160g drobnego cukru
✔ 2 łyżki wody różanej
✔ 2 łyżki soku z cytryny

Maliny zasypujemy cukrem, odstawiamy na 15 minut by puściły sok. Zaczynamy gotować owoce na średnim ogniu od czasu do czasu mieszając, by nic nie przywarło do rondelka. Dodajemy wodę różaną. Dżem będzie gotował się około 15 minut, aż do zgęstnienia – gdy przeciągniemy łopatką po dnie garnka, nie powinien od razu spływać na miejsce. Dodajemy sok z cytryny, mieszamy, jeszcze gorący dżem przelewamy do wyparzonych słoików (jeśli używacie weków, nie zalewajcie gumek wrzątkiem – powinny być wypłukane w zimnej wodzie) i odstawiamy do ostygnięcia oraz stężenia.

26.126.2

Ciasto (na około 20 pierożków):

✔ 100g zmielonych pistacji, bez soli
✔ 150g mąki pszennej
✔ 100g drobnego cukru
✔ 3 żółtka
✔ 1 białko

Przed zmieleniem pistacji trzeba je najpierw obrać ze skórek. W tym celu zalewamy orzechy na 5 minut wrzątkiem, wysypujemy równomiernie na ściereczkę i gdy odrobinę ostygną energicznie pocieramy wybierając co jakiś czas oczyszczone sztuki. Mielimy pulsacyjnie w młynku do kawy dodając trochę mąki, by wiórki nie miały szansy się zlepić.

Wszystkie składniki oprócz białka zagniatamy, dodajemy białko, wyrabiamy ciasto. Będzie ono bardzo lepkie, ale też szybko zacznie twardnieć. Dzielimy na dwie lub trzy kuliste porcje, zawijamy w folię spożywczą, spłaszczamy i chowamy do lodówki przynajmniej na godzinę. Przekładamy ciasto do zamrażalnika, stolnicę obficie obsypujemy mąką. Odrywamy od ciasta małą porcję, wałkujemy, wycinamy okrąg o średnicy około 8 centymetrów. Nakładamy łyżeczkę dżemu, sklejamy delikatnie brzegi pierożka, przekładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Powtarzamy aż do wykorzystania całego ciasta z zamrażalnika. Pieczemy w 200°C przez około 20 minut (pamiętajcie o mojej awarii, może być i 5 minut krócej!). Po upieczeniu odstawiamy do ostygnięcia i stwardnienia.

26.426.5

Smacznego!