Ib Laursen: Casablanca in Blue

60.15

(scroll down for the review in English)

Witajcie! Dziś trochę o rzeczach pięknych i o tym, jak to czasem warto spróbować szczęścia.

Niedawno na facebookowym profilu duńskiej marki Ib Laursen pojawiły się miniaturki nowej kolekcji Casablanca w trzech wariantach kolorystycznych, a nad nimi krótkie hasło:

Are you our new TESTER?

Zazwyczaj widząc taki post wzdycham, patrzę na długą listę komentarzy i uciekam wspominając wszystkie loterie i losowania, w których przegrałam. Tym razem coś mnie tknęło i całe szczęście! Po kilku dniach napisała do mnie przesympatyczna Simone informując, że jeśli tylko podzielę się adresem, raz-dwa pofrunie do mnie paczka :)

60.1

Na pewno kojarzycie Ib Laursen z kolekcji Mynte – piękne, pastelowe naczynia w stylu retro, szczególnie uwielbiane przez blogerów słodyczowych. Sama mam mały składzik mis i miseczek z tej serii i wiem, że zawsze będę ich strzec jak oka w głowie. Komplet Casablanca to już nieco inna historia. Piękny, stonowany, klasyczny, uniwersalny – świetnie komponuje się i z deserami, i daniami wytrawnymi. Zaraz po otwarciu paczki wiedziałam, że zdjęcia z tym zestawem praktycznie zrobią się same. Dotarły do mnie po cztery kubki, małe talerzyki, podłużne paterki/talerze, miseczki, a do tego trzy śliczne czarki, każda z innym wzorem. Jak widzicie po ilości fotografii nie sposób było odłożyć aparat na bok :) Ach! Oprócz widocznego tu granatu będzie można zaopatrzyć się też w wariant różowy i grafitowy. Ja od razu wiedziałam, że moja bajka będzie w kolorze blue :)

60.7

60.18

Naczynia są ciężkie i solidnie wykonane. Ogromny plus! Niektórych z moich propsów boję się myć w zmywarce, Casablanki problem kruchości całe szczęście nie dotyczy. Marokańskie wzory choć bardzo gęste i ciemne, wcale nie są toporne. Elementy są ozdobione trzema motywami, mój ulubiony to chyba ten, który możecie oglądać na zdjęciach miseczek. Szczególnie spodobał mi się zgrabny akcent w postaci zdobienia we wnętrzu miski :) Mała rzecz, a cieszy!

60.6

60.8

60.560.17

60.4

Jak głosi ludowa mądrość – z ładnego kubka kawa smakuje lepiej. Ale uwierzcie mi, choć filiżanki są śliczne, to dopiero deser podany na podłużnych paterach na każdym zrobi wrażenie. U mnie padło na ciastka lava, które po rozkrojeniu miały sporo miejsca na uwolnienie rzeki czekolady i zrzucenie z siebie świeżych owoców. Małe talerzyki natomiast oprócz roli spodeczków świetnie sprawdzą się przy podawaniu niewielkich porcji dodatków, na przykład sałatek.

60.11

60.14

60.960.10

Wiem, mam hopla na punkcie ceramiki. Wolę pojechać na targ staroci i wrócić z kolejną paterą, niż kupić ciepły sweter na zimę ;) Dlatego niespodzianki takie jak ta od Ib Laursen stają się dla mnie kolejną Gwiazdką. Mam nadzieję, że wybaczycie mi dzisiejszy brak przepisu (dużo się dzieje!). Nie chcę zapeszać, ale chyba niedługo będziemy się widywać trochę częściej… :) A tymczasem lecę położyć Casablancę bezpiecznie spać! No, może najpierw trochę poprzytulać. My, kulinarni pstrykacze, po prostu już tak mamy :)

60.2

It’s absolutely amazing how a set of beautiful items combined with a tiny bit of luck can just make your day so much! It’s like winning the lottery!

The other day I was scrolling through all my favourite facebook pages when I got to the Danish lb Laursen’s facebook page and their post featuring the new collection of Casablanca ceramics in three different colour schemes. The post said: „Are you our new TESTER?.”

Usually I just look at the long list of comments, give a loud sigh and leave thinking: „Yeah, right, as if I’ve ever won anything!.” Not this time though. This time something made me think: „Wait, it’s me, I CAN BE YOUR NEW TESTER!.” So I’ve tried my luck and just after a few days I got a message from lovely Simone informing me that a parcel with the Casablanca set is ready to be delivered to my door!

60.1360.16

I’m sure you are all familiar with lb Laursen and their Mynte collection – beautiful, pastel and retro. A favourite and a must in every food photography blogger’s assortment. I already own a few of lb Laursen’s bowls and cups and they’re definitely among the most cherished ones! The Casablanca set though, well, that’s like the best upgrade ever! Stunning, subtle, classy and universal! It goes well with both – savoury and sweet dishes. As soon as I laid my eyes on the new Casablanca I just knew that it’s going to look awesome in any photo I take. You can get it in pink and graphite as well, my story is all about blue!

The dishes are solid and heavy – no worries with their safety when put in a dishwasher. Moroccan ornaments might seem to be dense and dark but it all looks light and pleasant. There are three patterns used on the set, my favourite is the one visible in the photo with the bowls. When you look inside one of them what you can see is even more lovely patterns to marvel at. How cute is that?

You know that saying, well, the one about coffee tasting so much better when drank from a nice cup? The Casablanca cups are 100% stunning but the long plates? Believe me, whatever you serve on them is going to make everyone absolutely amazed. My choice was the lava cakes, when you cut them what you get is a river of chocolate and fruit bliss – just perfect for the long Casablanca platter. And the cute saucers? Ideal for serving side dishes!

Ok, ok, I know! I’m a ceramics freak! If there’s a choice between buying a new set of plates, bowls, cups, mugs – you name it, or getting a new winter coat, I’d choose the first (even though I really do hate it when it’s freezing ;) ). That’s why getting the lb Laursen set was like winning the lottery!

60.360.12

Ogromne podziękowania dla Dotki za pomoc z tłumaczeniem!

Viva! Ze smakiem, czyli Wielkanoc Ani w moim obiektywie

IMG_9931-Edit-2

Witajcie Kochani! Co prawda chwaliłam się już wieki temu na facebooku, ale po prostu nie mogę po czymś takim nie zostawić śladu na blogu :) A zatem nieśmiało do Was tuptam miętoląc rąbek sweterka i mamrocząc pod nosem „zobaczcie, chyba mi w miarę wyszło?” i spieszę z garstką szczegółów.

IMG_9972-Edit

Miałam kilka tygodni temu przyjemność fotografować wielkanocne dania Ani Starmach do specjalnego wydania magazynu Viva! ukazującego się pod kryptonimem „Ze smakiem”. Mam nadzieję, że jest jeszcze na sklepowych półkach i jeśli czujecie do mojej skromnej osoby chociaż nitkę, niteczkę sympatii, to przekartkujecie te kilka pierwszych stron, na których Ania udziela dość sporego wywiadu. Żeby nie czytać na pusty żołądek, dostajecie w pakiecie pięć przepisów. I to jakich! Wszystkie przetestowane na żołądku niżej podpisanej. Bez bicia przyznaję – moja pierwsza pascha w życiu, fantastyczna. Awokado? Nie, dziękuję (tak, wiem, potwarz, ale po prostu nie cierpię go w… dotyku). Ale z żółtkami, pietruszką i rzeżuchą? Poproszę! Mazurek różany? To jeszcze nie podstawiłam talerzyka? Znajdziecie tu też babeczki i pasztet z łososia. Wszystko naprawdę proste, ale smaczne i efektowne. No i wiecie, zdjęcia. Taka jedna znajoma robiła ;)

P.S.
Ogromne dzięki dla Ani Wild, która poratowała mnie swoją własną, domową hodowlą rzeżuchy gdy żaden sklep nie chciał tego zrobić, a moje kiełki z jakiegoś powodu nie zamierzały się bujnie rozrosnąć przez jedną noc. Co prawda odebrała ją dzieciom i małżowi od ust, ale sprawa była wagi państwowej!

Cztery minuty słodyczy!

Dzisiaj nietypowo, aż zacieram witki!

Słowem wstępu: od wiosny ubiegłego roku przygotowuję króciutkie filmiki instruktażowe dla Życie jest słodkie. Mam swojego faworyta, podczas kręcenia którego pogoda była po prostu wymarzona, a i temat filmiku zdawał się wdzięczny, a efekt miły dla oka. Oto wesoła kompilacja prawie wszystkich tutoriali, jakie dotąd nakręciłam. Aż mi się łezka zakręciła :) Zresztą zobaczcie sami, tylko koniecznie przełączcie się na HD :)

Ach! Każdy z filmików powstał w naszym rodzinnym ogrodzie. Tak, te z grudnia też. Tak, wychodziłam na pole w koszulce termicznej i swetrze, żeby nie wyglądać jeszcze szerzej w fartuchu :P Czy śnieg, czy deszcz, kuchcik trwał na ogrodowym posterunku! :)

Pssst! A „w praniu” wygląda to tak:

Nowe „Pyszne” z moimi zdjęciami!

Witajcie! :) Dawno mnie nie było, ale nie bez przyczyny. Przez ostatnie tygodnie pracowałam nad… zdjęciami do najnowszej książki Ani Starmach „Pyszne: na każdą okazję”!

Chyba nie muszę tłumaczyć, jak ogromnie się cieszę, że Wydawnictwo Znak odezwało się właśnie do mnie? Oczywiście jak to ja, na początku wpadłam w panikę. Jak? Kiedy? A jak coś nie wyjdzie, a jak się zablokuję i zacznę układać przaśne kadry, a jak zabraknie propsów (żeby było śmieszniej Ania dziwiła się skąd tyle tego mam, podczas gdy mi chodziło po głowie „Jezu, brakuje mi serwetek, czemu nie kupiłam dwóch talerzy, czemu mam tak mało szklanek?!”) i na co drugim zdjęciu będzie to samo? Do tego praca na etacie i paskudna, okropna pogoda – naprawdę, sierpień w Krakowie się nie popisał. Jak wiecie fotografuję wyłącznie przy świetle dziennym i nie przyjaźnię się już od dawna z lampami błyskowymi, dlatego pogoda chwilami doprowadzała mnie do rozpaczy. Trochę stresu, trochę zarwanych przy retuszu nocy, ale jest! To znaczy będzie, bo premiera książki planowana jest na 5. listopada.

Wydawnictwo ukaże się w dwóch oprawach do wyboru: miękkiej i twardej. Ta druga prawdopodobnie pojawi się tylko w Empiku (już ruszyła przedsprzedaż w promocyjnej cenie!). Jak tylko się dowiedziałam, że w przeciwieństwie do dwóch poprzednich książek Ani ta będzie w grubszej oprawie, aż podskoczyłam! Kto nie lubi stawiać na półce takich solidnych wydań? Ja uwielbiam i marzyło mi się, żeby kiedyś mieć wkład w takie cudo z prawdziwego zdarzenia, które będzie wołało do Was z wystaw największych księgarni. Aż mi się łezka kręci z radości, że przebrnęłam przez te pracowite tygodnie i pozostało mi już tylko czekać na pachnący drukarnią, własny egzemplarz. Jestem naprawdę dumna i przeszczęśliwa, szczególnie że mimo szaleńczego tempa i chwil przemęczenia pracowało mi się naprawdę świetnie – Aga i Ewa ze Znaku, dziękuję!

Co do samej książki – znajdziecie w niej przepisy na różne okazje: od świąt, przez spotkania z przyjaciółmi (w domu czy w plenerze), randki we dwoje, aż po pomysły na przekąski dla dzieciaków. Mam nadzieję, że zdjęcia zachęcą Was do wypróbowania każdego przepisu :) Każde ugotowane pod wpływem zdjęcia danie będzie moim prywatnym sukcesem :)

A zatem pamiętajcie – 5. listopada! Nie omieszkam się przypomnieć, a do tego czasu też troszeczkę odpocząć – już za tydzień zasłużony urlop na Sycylii. I to pełne napięcia oczekiwanie na papierową przesyłkę… :)

Trzymajcie się ciepło!

 

Wyniki konkursu! :)

Life is sweet - the book!

Witajcie! :)

Obiecałam na facebooku, że w poniedziałek pojawią się wyniki walentynkowego konkursu. Maili było multum, praktycznie w każdym oprócz zdjęcia jakaś ujmująca historia :) Zaskoczyliście mnie kompletnie! Nie spodziewałam się ani takiej ilości zgłoszeń, ani tylu miłych słów. A tego, że ostatni mail dotrze o 23:59? W życiu!

Przejdźmy do rzeczy. Wybór był trudny – zaprezentowaliście oryginalne smaki, ciekawe ujęcia, misterne dekoracje. Były zgłoszenia, których odrzucenie kosztowało mnie skurcz serducha – pamiętajcie o tym! Ostatecznie kierowałam się swoimi kubkami smakowymi, którym jak się okazuje czekolady nigdy dość ;) A zatem, fanfary!, zwycięska trójka w kolejności przypadkowej:

Kasia – bardzo spodobało mi się podejście – cytuję – „co ma się w chacie”, wyszedł z tego niebanalny mus ananasowy z gorzką, gorącą czekoladą i odrobiną chilli :)

Beata – a właściwie Beata i jej Narzeczony, który pod nieobecność Ukochanej dokończył torcik czekoladowo-(mocno)rumowy ratując losy zgłoszenia :) Wymiary mini w sam raz dla dwojga, przyjemna aranżacja i chrupiące Maltesersy… bingo!

Justyna – tu po prostu muszę Wam wkleić opis :) „To deser, który składa się z mocno czekoladowego, wilgotnego biszkoptu, który tworzy formę dla intensywnie malinowego nadzienia oraz lekkiego musu z białej czekolady i kokosa. Całość pokryta została aksamitnym czekoladowym ganache” – czujecie w wyobraźni konsystencję każdej warstwy? Ja zdecydowanie!

Gratuluję wszystkim pomysłów i smakołyków, a z powyższą trójką skontaktuję się jeszcze mailowo :)