Pistacjowa Pavlova

41.3

Z niemałym zdziwieniem zauważyłam ostatnio, że nie było tu jeszcze przepisu na najczęściej pojawiające się u nas w domu cudo – Pavlovą. Moja mama ją uwielbia, o sobie nawet nie wspominam, bo oczy mi się świecą na widok większości słodkości ;) Tak czy siak to jeden z niewielu deserów, przy którym wszyscy jak jeden mąż zapominają o diecie i postanowieniach i proszą o dokładkę. Tak, tak, nawet ci, którzy potrafią malutki kawałek serniczka przekroić na pół i ściemniać, że się przejedli. Zaczęłam więc planować jakie wariacje zamieszczę na blogu – a to tę, którą kiedyś robiłam na Święta, a potem może tamtą z Sylwestra… wyszło jak zwykle. Widzicie tutaj zupełnie inną, która w ogóle nie miała się tu znaleźć. Dlatego też mam tylko finalne zdjęcia – aż trochę dziwnie się czuję nie wrzucając serii krok po kroku. Bezę przygotowałam pod konkretne zlecenie od Klienta, a że aura niedawno była łaskawa (nie to co teraz, halo? jest tam ktoś? zimno, wieje, reklamacja!), wytargałam mój fotograficzny dobytek na pole. Sesja poszła gładko, słońce zajść nie chciało, a zza stołu zaczęły się uśmiechać gałęzie i ułamany konar naszego ogrodowego orzecha. Najadłam się przez niego kiedyś strachu, bo te resztki drzewa z początku nie leżały sobie spokojnie na ziemi, ale spadły na mój poczciwy samochód kiedy przez Kraków przetaczał się niesławny orkan Ksawery. Całe szczęście skończyło się na drobnych ryskach na dachu, a jak wiadomo blizny dodają mężczyźnie charakteru, więc mój Miecio – moja droga, poczciwa Złota Strzała – stał się rasowym pojazdem po przejściach. O mało a beza też skończyłaby z ranami bojowymi – gałęzie to niezbyt stabilne podłoże dla patery ;)

41.2

Od dawien dawna skorupkę robię według przepisu Lindy z Call Me Cupcake. Udaje się zawsze pod warunkiem, że ładnie ją uformujecie i nie zostawicie zbyt grubego dna – w przeciwnym wypadku może się dobrze nie obsuszyć i pozostać wilgotna na spodzie. Nadzienie delikatnie potraktowałam zielonym barwnikiem – jak już pisałam Pavlova miała głównie wyglądać do zdjęcia, a oczywiście część pistacji przeznaczonych do kremu wcięłam na sucho samaniewiemkiedy. Taka sytuacja…

41.541.6

Beza:

✔ 4 białka
✔ 225g drobnego cukru
✔ 2 łyżeczki skrobi kukurydzianej
✔ 1 łyżeczka octu winnego

Piekarnik rozgrzewamy do 175°C.

Białka ubijamy na sztywno, pod koniec dodając w małych porcjach cukier. Gdy masa będzie bardzo gęsta i błyszcząca, dosypujemy skrobię i dolewamy ocet. Dokładnie mieszamy na wysokich obrotach miksera.

Na papierze do pieczenia rysujemy okrąg niewiele większy od małego talerza, wykładamy na niego ubite białka. Z pomocą łopatki formujemy koszyczek wyciągając masę białkową ku górze. Możecie sobie pomóc wykonując równocześnie grzbietem dużej łyżki dokładnie ten sam ruch od wewnątrz koszyczka. Koniecznie zostawcie trochę masy na spodzie, beza musi mieć dno – niezbyt grube, ale obecne ;) Jeśli nie zależy Wam na fantazyjnym wykończeniu, możecie po prostu równomiernie wyłożyć białka na papier i zrobić w nich zagłębienie.

Temperaturę rozgrzanego piekarnika zmniejszamy do 100°C, wstawiamy bezę na 90 minut. Upieczoną studzimy przy uchylonych drzwiczkach, ostrożnie odrywamy od papieru dopiero gdy wystygnie.

Nadzienie:

✔ 80g pistacji (bez skorupek)
✔ 200ml śmietanki kremówki 36%
✔ 200g serka mascarpone
✔ 2 łyżki cukru pudru
✔ zielony barwnik spożywczy (opcjonalnie)

✔ 20g siekanych pistacji

Orzechy mielimy na masło w młynku do kawy. Uważajcie, żeby nie spalić urządzenia – włączamy je kilka razy dosłownie na sekundy, po każdym mieleniu zdejmujemy masę ze ścianek.

Śmietankę ubijamy na najwyższych obrotach miksera, nie poruszając zbyt gwałtownie widełkami. W osobnej misce krótko miksujemy mascarpone do napuszenia, dosypujemy cukier puder. Mieszamy osłodzony serek ze śmietanką, na końcu dodajemy masło pistacjowe i ewentualnie odrobinę barwnika. Bezę najlepiej nadziewać tuż przed podaniem, wykładając masę w artystycznym nieładzie ;) Posypujemy siekanymi orzechami.

41.1

Smacznego!

41.4


Komentarzy: 16

    • Aga pisze:

      Do dekoracji – nie widzę problemu, natomiast do kremu już raczej nie za bardo. Sklepowe pistacje są okrutnie mocno solone i choć sól podkreśla słodycz, to raczej szczypta, a nie aż tyle ile bywa w takich orzechach :(

  1. PiernikowaChata pisze:

    Ale mi smaka narobiłaś! Nie mam już jajek :( Muszę czekać do poniedziałku…. ;/

    Zapraszam do siebie na fotograficzny konkurshttp://www.piernikowa-chata.blogspot.com/2014/04/konkurs-2w1-wielkanoc-z-decomorreno.html

    Zdrowych i pogodnych świąt życzę.

  2. bielinka pisze:

    U nas jest podobnie, też ja i mama jesteśmy jej wielkimi fankami – znika nie wiadomo kiedy ;) A zdjęcia w tej scenerii, cóż, Pavlova jak z Tajemniczego Ogrodu :)

    • Aga pisze:

      Oj tam, nie bój się! Z makaronikami są te wszystkie ceregiele z utrzymaniem konsystencji masy po dodaniu mąki migdałowej, tu się po prostu ubija bez obaw aż będzie można białka nożem kroić ;)

Dodaj komentarz