Stradonia: designerska uczta u stóp Wawelu

Witajcie :) Dziś bez przepisu, za to nadal smakowicie, pod warunkiem że lubicie popatrzeć na piękne wnętrza. Wyobraźcie sobie, że zebraliście na Pintereście dziesiątki inspirujących zdjęć i nagle ktoś buduje makietę domu Waszych marzeń prezentując przy tym rozwiązania, na które sami byście nie wpadli. Coś podobnego miało miejsce tydzień temu na blogerskim brunchu w niedawno powstałych apartamentach Stradonia.

Słowem wstępu: Stradonia to miejsce, które śmiało można polecić zarówno znajomym, którzy szukają wygodnej „miejscówki” na weekend, jak i tym, którzy w Krakowie będą spędzali tygodnie, a nawet miesiące. Powiem szczerze: zazdroszczę szczególnie tym drugim!

Adres marzenie: Stradomska 7. Wawel na wyciągnięcie ręki, Planty w zasięgu wzroku, Grodzka prowadząca aż do Rynku za najbliższym przejściem dla pieszych. Mnie jako rodowitą Krakuskę, która wszystkie te miejsca zna na pamięć, interesowały jednak przede wszystkim wnętrza. Choć muszę przyznać, że dostępny z niektórych apartamentów widok kościoła i ogrodu Bernardynów oraz malującego się za nimi Wawelu nawet na mnie zrobił wrażenie. Szczególnie, że taki krajobraz można oglądać zaraz po przebudzeniu, prosto z wygodnego łoża na podwyższeniu :)

Zanim jednak w pełni oddaliśmy się pokonywaniu kolejnych pięter i odkrywaniu sekretów poszczególnych apartamentów (była nawet komórka pod schodami Harry’ego Pottera, zwana też pokojem dla kota ;) ), poznaliśmy historię miejsca oraz ekipę odpowiedzialną za jego wizerunek. Identyfikację wizualną zaprojektowało studio Teren Prywatny. Jak się okazuje prawie moi sąsiedzi z ulicy ;) Natomiast za to, co widzimy poza przestrzenią wirtualną czy na materiałach promocyjnych, odpowiedzialna jest Marcelina Gwiżdż, główny architekt wnętrz. A te są zachwycające. Powitano nas w apartamencie, który zrobił ekipie remontowej niemałą niespodziankę – na ścianach znaleziono zabytkowe polichromie, które z uwagą odrestaurowano i które w pełnej krasie cieszą oko zdobiąc ściany i sufit mieszkania. Kolor powalił mnie na kolana! W pozostałych mieszkaniach ściany są już jasne i gładkie, zdobią je natomiast przepiękne plakaty puentujące czasem w zabawny sposób miasta czy regiony naszego kraju. Tatry na pewno zamówię do własnego mieszkania, natomiast za serce zdecydowanie chwycił mnie Zgierz :) Wstyd nie wspomnieć o autorze – Ryszard Kaja zaprojektował całą serię („serię”, bowiem w każdym apartamencie znajdziecie inną parę plakatów), która robi tak fantastyczne wrażenie, że nie zdziwiłabym się gdyby dobór pokoju pod kątem grafik stał się w Stradonii równie oczywisty, jak wybór z uwagi na widok z okna. W tajniki sztuki plakatu wprowadził nas prawdziwy pasjonat, Krzysztof Dydo, właściciel krakowskiej Galerii Plakatu.

To, co szczególnie mnie zachwyciło, to cudowna prostota połączona z maksymalną funkcjonalnością. Przyjeżdżacie do Krakowa i nagle wpadacie na dość niecodzienny na wakacjach pomysł upieczenia ciasta? Nic trudnego! Do dyspozycji macie w pełni wyposażoną kuchnię, w której znajdziecie między innymi tortownicę. Brakuje blatu? Ha! Dodatkowy, wysuwany, znajdziecie nad piekarnikiem. Jeśli macie „talent” kulinarny odznaczający się ekspresją na ubraniach i ciele, do Waszej dyspozycji oddano piękną łazienkę, czasem nawet dwie. Takich smaczków jest więcej. Jednym z największych (dosłownie) jest rozkładane łóżko ukryte w… regale. Wynajmujecie apartament na kilka tygodni i wpada do Was ktoś z rodziny? Tadam! Niech Was nie zmyli skojarzenie z rozklekotanym łóżkiem wypadającym ze ściany w amerykańskich filmach. To było wygodne ;)

Zaskoczył mnie fakt że niektóre meble, choć dotąd zupełnie mi obojętne, umiejętnie skomponowane z innym wyposażeniem zyskują „to coś”, co nadaje wnętrzu przytulnego, domowego klimatu. Proste kształty, lampy na trójnogach, jasne drewno – to wszystko doskonale sprawdza się w pokojach, które jakby nie było mieszczą się w zabytkowej kamienicy, która prawdopodobnie w poprzednich wiekach widziała kilka definicji „przepychu”.

Naprawdę żal było opuszczać Stradonię. Remont naszego mieszkania nadal tkwi na etapie papierologii, dlatego też pokonując ostatnie schodki kamienicy miałam już przed oczami wiekową boazerię w przedpokoju ;) Udało mi się jednak podpatrzeć kilka rozwiązań, które mam nadzieję nieprędko wylecą mi z pamięci. Poza tym naprawdę wspaniale, świetnie się bawiłam i uśmiałam za wszystkie czasy, szczególnie w fazie „pokoje są do waszej dyspozycji, róbcie z nimi co chcecie!„. Pora coś zjeść puścili prysznic w ruch, w razie czego dowody tkwią na moim dysku, choć widzę że na końcu notki PCZ możecie zobaczyć o co chodzi ;)

A tu mały zlepek z Instagrama :)


Dodaj komentarz