Słynny crème brûlée zna chyba każdy. Prosty, acz bardzo wdzięczny deser, jedyny ból w jego przygotowaniu to konieczność przeczekania czasu, jaki musi spędzić w lodówce… za to potem możecie szaleć z palnikiem i zachwycać się chrupnięciem przebitej łyżeczką skorupki :) Oczywiście jeśli Wasze płomienne szaleństwo nie obejmuje elementu, jaki ostatnio pojawił się u mnie – dwudniowego poszukiwania dwóch zbiorniczków z gazem, które na pewno gdzieś są (zresztą właśnie dlatego mam dwa – pierwszy skutecznie się schował do czasu zakupu drugiego, po czym ręka boska odstawiła go na miejsce), ale zdecydowanie nie tam, gdzie być powinny. Złośliwość rzeczy martwych nie zna granic, szczególnie że mam za sobą ponad miesiąc focha dolnej grzałki w piekarniku, z którego zazwyczaj korzystam. Foch się skończył wraz z nadejściem Pana Fachowca, dzięki niebiosom za elementy zapasowe. Lepiej późno niż wcale. Dlatego proszę, pilnujcie swoich kremów, bo choć klasyczne brûlée robiłam wiele razy właśnie w takim czasie, jaki Wam podaję, piekarnik zastępczy przy każdym moim z nim spotkaniem pogrywał sobie ze mną jak mu się tylko podobało. Aż mimo przeraźliwego huku obcego sprzętu słyszałam zza drzwiczek złowieszcze „spalmy wszystko z wierzchu!” (taki halloweenowy akcent, coby nie było). W każdym razie – mikstura z dodatkiem soku może trochę bardziej opornie się zapiekać, mocniej od podanego czasu weźcie sobie do serca stopień „trzęśliwości” masy. Na pewno się uda :) A zatem Psze Państwa, poniżej wersja mandarynkowa.
Składniki na 4 porcje:
✔ 280ml śmietanki kremówki 36%
✔ skórka otarta z 3 dokładnie wyszorowanych mandarynek
✔ 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
✔ 4 żółtka
✔ 40g cukru trzcinowego
✔ 20ml soku z mandarynki
✔ 8 łyżeczek cukru trzcinowego do posypania
Śmietankę podgrzewamy wraz ze skórką z mandarynek i ekstraktem waniliowym. Zdejmujemy z ognia gdy będzie bliska zagotowania. Odstawiamy w chłodne miejsce do przestygnięcia.
Żółtka ucieramy wraz z cukrem, dodajemy przecedzony sok z mandarynki. Do mieszanki wlewamy wystudzoną śmietankę, bez przerwy mieszając całość rózgą. Miksturę przepuszczamy przez sito z drobnymi oczkami, wlewamy do 4 ramekinów o średnicy 9 centymetrów. Wstawiamy do działającego piekarnika rozgrzanego do 100°C, pieczemy 50-60 minut, aż krem się zetnie (środek przy lekkim potrząśnięciu naczynkiem powinien być galaretowaty), ale nie zarumieni. Gotowy deser odstawiamy do wystygnięcia, gdy będzie już chłodny wstawiamy go na kilka godzin – a najlepiej na noc – do lodówki.
Tuż przed podaniem posypujemy zimny krem warstwą cukru, którą karmelizujemy palnikiem. Podajemy, gdy skorupka jest jeszcze ciepła i – co najważniejsze – chrupiąca :)
Smacznego!