Kokosowa quinoa z truskawkami i orzeźwiającym dressingiem

61.4

Lato, lato! W Krakowie nareszcie przestały lecieć z nieba hektolitry wody, wróciło słońce i zacne temperatury. Niektórzy poderwą się z krzykiem „za gorąco!” (rozpuścił Wam się kiedyś litrowy słoik oleju kokosowego? dziś omal nie wylałam, wziął mnie z zaskoczenia ;) ), ale ja należę do osób baaardzo ciepłolubnych i jestem w swoim żywiole, mój rower zresztą też. A skoro o upałach mowa, dołóżmy do nich rozkwit truskawkowego sezonu i (werble) dochodzimy do sedna dzisiejszego wpisu.

Pamiętacie ryż na mleku z truskawkami? A jakże! Wpadł mi do głowy pomysł na odtworzenie tego dania, ale w podkręconej formie. Kręciłam, kręciłam, aż dość znacznie odeszłam od oryginału, przez co powstało coś ciekawego nadającego się zarówno na śniadanie, jak i na letni obiad. Gdy bardzo się spieszę z przygotowaniem śniadania, ograniczam się do wersji, w której komosę gotuję w takich samych proporcjach jak w przepisie, ale od razu dorzucam do niej połówki truskawek. Jeśli cały płyn się wchłonie, dolewam dwie łyżki mleczka kokosowego. Pychota!

W poszukiwaniu przepisu na pełną wersję zajrzyjcie TUTAJ, czyli na zaprzyjaźnione Hello zdrowie :)

Smacznego!

P.S.
Zgadnijcie, kto właśnie kończy trzeci tydzień bycia „na swoim”… :) Tadąąą! Kłaniam się.

Miałam ogarnąć dom, założyć portfolio, pogrzebać przy blogu… a gdzie tam! Pracy przybywa, z czego się ogromnie cieszę, choć czasem kończę dzień 15cm niższa od ciągłego biegania z aparatem i garami. Za to uczucie szefowania samemu sobie i dysponowania własnym czasem jest warte każdej sekundy łamania w krzyżu! ;) Jeśli macie pasję, którą możecie przeinaczyć w zawód, ale wahacie się, bo rachunki same się nie zapłacą – nie bójcie się! Z moją decyzją nosiłam się od ponad roku, ba, nadal od czasu do czasu nawiedzają mnie wątpliwości, ale póki co nie mają one żadnych podstaw i wynikają wyłącznie z tego, że ja zawsze muszę działać według planu i mieć wszystko poukładane. A tu taki spontan… i powiem Wam, że spontany są najlepsze. Uściski i do boju!

61.1

Orzeźwiające zielone smoothie

38.14

Dziś mam dla Was nieprzyzwoicie dużo zdjęć :) Dawno nie byłam aż tak zadowolona z sesji (choć pewnie do rana zauważę kosmiczne braki w każdym kadrze z osobna) i odrzucenie którejkolwiek fotografii mogłoby zaboleć okrutnie, zbyt okrutnie na niedzielny wieczór, który już i tak jest podszyty strachem przed złowrogim poniedziałkiem. Normalnie nie mam migotania komór na myśl o początku tygodnia pracującego, ale odkąd poniedziałek stał się dniem w którym chwytanie za biurową słuchawkę jest moim obowiązkiem, z tyłu głowy w niedzielę fruwa mi stado pomysłów od symulowania zatrucia pokarmowego po intencjonalne zarażenie się dżumą. Naprawdę, środa czy czwartek – mogę siedzieć przy telefonie spokojna jak mnich. Ale poniedziałek? Dzień, w którym każdy klient od samego rana męczy telefon, byle tylko czym prędzej wyrzucić z siebie duszone cały weekend frustracje? Koszmar! Nic dziwnego, że we wtorek rano – mimo że dyżur przechodzi dalej – na każdy dzwonek skaczę pod sufit, a w myślach wołam „Mamo!” i owijam się wyimaginowanym kocykiem z troskliwym misiem. Ale, ale. Żeby znowu było miło :)

38.13

38.338.11

Tym razem coś dla zdrowia. Jakiś czas temu postanowiłam zrobić remanent lodówki. Oczywiście nie rezygnuję z niedzielnych słodkości – każdy musi mieć w życiu trochę przyjemności! Ale mój codzienny jadłospis wzbogacił się o parę składników i mam nadzieję będzie wzbogacał się dalej w miarę jak będę pogłębiać wiedzę. Dojrzewam do wyciskania świeżych, leczniczych soków (worek marchwi od rolnika leżakuje w kuchni, a wyciskarka już mruga z pudełka, yay!), a póki co zaprzyjaźniam się z kombinacjami blenderowymi. Parę dni temu zmiksowałam napój klasyczną metodą „co się nawinie” i wyszło tak smacznie, że zielony smoothie służył mi cały tydzień w roli drugiego śniadania. Ag vs. fast food? 1:0! W przepisie opcjonalnie pojawiają się jagody goji i nasiona chia. Zdaję sobie sprawę, że nie są to rzeczy najtańsze i nie każdy łapie fit bakcyla i testuje takie ciekawostki – w razie czego po prostu je pomińcie. Mi udało się je znaleźć w bardzo konkurencyjnych cenach i z przyjemnością z nich korzystam mając nadzieję, że faktycznie dożyję setki z sercem jak dzwon i regularnie odnawianym karnetem na fitness ;)

38.138.6

Jeszcze tylko w ramach przypomnienia: do piątku włącznie trwa walentynkowy konkurs. Nie spodziewałam się aż takiego zainteresowania, jest mi niezmiernie miło widzieć Wasze zgłoszenia! Do tego tyle ciepłych słów, aż serducho pęka, że z kilkudziesięciu jak na razie zdjęć będę musiała wybrać tylko trzy. Naprawdę, nie wiem jak to zrobię. Z wieloma deserami wiążą się błyskotliwe historie, wiele deserów jest misternie udekorowanych. Trudny wybór :)

38.5

38.4

38.838.10

Składniki na 2 duże szklanki (ok. 0,7l):

✔ 150ml wody mineralnej
✔ 2 bardzo dojrzałe kiwi
✔ 2 małe lub 1 duże jabłko
✔ natka pietruszki
✔ garść świeżego szpinaku (ok. 60g)
✔ sok z ćwiartki limonki
✔ łyżka miodu

✔ jagody goji do posypania (opcjonalnie)
✔ nasiona chia do posypania (opcjonalnie)

Kiwi wydrążamy ze skórek łyżeczką (ponoć można je jeść w całości, ale nie wiem czy kogokolwiek kuszą owoce futerkowe au naturel :D ), jabłka kroimy w ćwiartki i pozbawiamy gniazd nasiennych. Pietruszka może pozostać z łodyżkami. Wszystkie podstawowe składniki umieszczamy w kielichu blendera, najlepiej w takiej kolejności jak wymieniono powyżej (po zmieleniu „mokrego” kiwi z wodą blender ma łatwiejsze zadanie i nie trzeba mu pomagać upychając zieleninę łyżką).

Smoothie przelewamy do szklanek, jeśli mamy na podorędziu jagody i nasiona, posypujemy nimi napój z wierzchu. Najlepszy jest schłodzony, ale uwaga – z biegiem czasu smaki przegryzają się i po kilku godzinach na prowadzenie wychodzi smak kwaśny. Zaraz po zmieleniu natomiast czuć głównie jabłko i pietruszkę. Potem stery przejmują kiwi z limonką :)

38.938.7

38.12

Smacznego!

38.2